piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział IV

Obudził mnie głośny krzyk mew i rozbijających się o klify fale. Szybko podniosłam sięz miejsca i ujrzałam, że  nadciąga sztorm. " No ładnie" - pomyślałam. Zrobiła się straszna wichura więc udałam się do groty. W środku było cicho i ciemno. Nagle pomyślałam o tym tajemniczym chłopaku. Pragnęłam go zobaczyć jeszcze raz. Wzięłam ogromną kulę w dłonie, która nadal leżałą w tym samym miejscu, w jakim ją zostawiłam. Ku mojemu zdziwieniu i radości, chłopak wrócił. Stał dokładnie koło mnie. Pokazał na wybrakowane miejsca bursztynowej kuli i ponownie szepnął " Pomóż mi". Nagle dostałam olśnienia.
- No tak! - wykrzyknęłam. Brakowało paru kamieni, żeby kula miała idealny kształt." Może jak złożę ją całą, to chłopak wróci i porozmawia ze mną"- pomyślałam. Poczułam dreszcz podniecenia. Wtedy pomyślała o Ash'u. Jak bardzo go kiedyś kochałam i jak razem planowaliśmy wspólną przyszłość. To wszystko na nic. Nas już nie ma. Teraz moja najlepsza przyjaciółka już dla mnie nie istnieje, podobnie jak Ash. Zawiodłam się na swoich przyjaciołach.
Kiedy sztorm minął wyszłam na zewnątrz i  spojrzałam na piasek .Szybko rzuciłam się w stronę wyrzuconych na brzegu bursztynów zebrałam wszystkie i dołączyłam do kuli. Brakowało 3 kawałków. Była zawiedziona. Brakowało kilku kawałków, do złożenia całej kuli, a ja prawdopodobnie utknęłam w martwym punkcie. Tak bardzo starałam się pomóc temu chłopakowi. Wtedy usłyszałam czyjś głos:
- Szukasz czegoś kotku?- powiedział bardzo pewnym głosem chłopak.
Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie było. Czy mam jakieś zwidy?- pomyślała Van.
- Tu jestem, na górze głuptasie- zaśmiał się niewidoczny chłopak.
- Co ty tu robisz ?!- wyrzuciłam z siebie, ujrzawszy Ash’a.
- Nie cieszysz się, że przyszedłem ci pomoc ?
- Nic od ciebie nie chcę – krzyknęłam w odpowiedzi.
- Czyżby na pewno? - zapytał z ironią po czym pokazał mi dwa bursztyny idealne do zlepienia kuli – widziałem, że je gorączkowo zbierałaś, widocznie pilnie ich potrzebujesz...
- Czego chcesz w zamian Ash?- zapytałam z nutą złości.
- Niech pomyśle... Taka ładna dziewczyna z ciebie... może moglibyśmy być znów razem? Albo... hmm... ty i ja... mam pusty dom .. więc?- odpowiedział dumny z siebie Ash.
- Ty cholerny idioto! Myślisz ze do ciebie wrócę po tym, co mi zrobiłeś?! I na dodatek chcesz się ze mną przespać ?! Oszalałeś! Jesteś skończonym dupkiem! Nigdy się nie zgodzę!
- A ja myślę, że się zgodzisz, jeśli naprawdę chcesz zdobyć te dwa małe kamyki... No chyba, że znowu mają się znaleźć w tym bezkresnym oceanie... Jak chcesz, to przecież twój wybór...
- To jest przecież szantaż! Jak możesz mi to robić?
- Nie mam innego wyjścia, potrzebuję cię, a ty potrzebujesz mnie. Przyznaj, że myślałaś o mnie tak jak ja o tobie, cały czas od czasu naszego rozstania. Przyznaj! Ten „związek” z Emily nie był prawdziwy, to była ogromna pomyłka, kocham tylko ciebie, przecież wiesz!
„Czy wiedziałam? Kiedyś myślałam, że jesteśmy dla siebie przeznaczeni. Ale czy nadal tak było? Nawet jeśli Ash mnie kochał, czy byłabym w stanie do niego wrócić? A co z tym tajemniczym chłopakiem z kuli? Nie mogłam ot tak o nim zapomnieć i znów być z Ash’em. Tyle pytań, ale żadnych odpowiedzi. Miałam mętlik w głowie. Musiałam wybrać, czy znowu wrócić do Ash’a „na serio”, czy może wrócić do niego, żeby zdobyć kamyki...
- Jesteś dupkiem wiesz Ash!? Nienawidzę siebie za to że się zgadzam. Dobrze, wrócę do ciebie.
- Tak się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo! Skacz, złapię cię!
Vanessa zaufała Ash’owi i ześlizgnęła się ze stromej skały. Trafiła prosto w ramiona chłopaka, który powitał ją długim pocałunkiem, jednak nieodwzajemnionym.
Dziewczyna podjęła już decyzję. Nie da się po raz kolejny tak skrzywdzić Ash’owi. Za wszelką cenę musi zdobyć te dwa bursztyny.

Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział III

Kiedy się obudziłam, słońce oślepiło moje oczy. Słyszałam jedynie szum fal. Czy jestem w niebie ? - pomyślałam. Próbowałam wstać, ale zauważyłam, że jestem  trochę poturbowana. Moje ramię było we krwi i dojrzeć mogłam ciemne siniaki na nogach. Byłam w szoku.
Podniosłam głowę, aby upewnić się, gdzie jestem.  Kiedy obejrzałam okolicę, stwierdziłam, że znajduję się niedaleko klifu , z którego skoczyłam. A dokładnie pod nim. Coś się nie zgadzało. Jak mogłam się tu znaleźć? Dopadło mnie nieprzyjemne i obce uczucie wewnątrz mnie, które podpowiadało, że wydarzyło się coś istotnego w moim życiu. Gdy stanęłam na nogi, obróciłam się  i ujrzałam jaskinie, a w niej otwór. Jaskinia była tajemnicza i mroczna. Nie wiedziałam co się w niej znajduje, a jednak coś mnie do niej ciągnęło. Chciałam poznać tajemnice, które w sobie kryje.
Byłam coraz bliżej wejścia , gdy nagle się zawahałam. Bałam się. Myślałam o tym, co może się w niej znajdować. Po krótkich rozmyślaniach postanowiłam do niej zajrzeć.  Całą jaskinie ogarniała ciemność i cisza. Strach panował nade mną. Jedyne co widziałam w tej nicości to małe punkciki, od których bił pomarańczowożółty blask.
Podniosłam jeden z nich. Z łatwością domyśliłam się, że jest to bursztyn. Rozejrzałam się po jaskini i zobaczyłam, że jest ich więcej.
Pierwszy odruchem było postanowienie o pozbieraniu ich. Nagle przez głowę przeleciała mi pewna myśl. „Czemu te bursztyny są tak porozrzucane po całej jaskini?”
Kiedy wzięłam do ręki dwa bursztyny i kiedy przez przypadek je ze sobą złączyłam, na końcu jaskini zobaczyłam jakiś blask. Szybko pobiegłam do tego tajemniczego miejsca . Co to dziwne światło może oznaczać - pomyślałam. Stanęłam dokładnie w tym miejscu gdzie emanował blask, ale nic nie ujrzałam. Byłam bardzo zawiedziona. Spróbowałam jeszcze raz złączyć kamienie. Blask znów się pojawił. „To zdumiewające” - wykrzyknęłam. Jednego nie rozumiałam, czemu ten blask trwał tylko chwilę?
Wpadłam wtedy na pomysł, który mógł wydawać się szalony. No ale ja wtedy nie myślałam racjonalnie. Postanowiłam...pozbierać wszystkie odłamki i połączyć je razem.  Co mogło się stać po ich złączeniu? Tego wtedy nie wiedziałam. Postawiłam sobie za cel pozbieranie bursztynów i chciałam go zrealizować. Nie wiem czemu to było dla mnie takie ważne.
Upadłam na kolana. Zagarniałam rękoma odłamki bursztynów na jedną stertę. Po przybliżeniu się do siebie kilku odłamków, automatycznie łączyły się w całość. Po godzinie zbierania bursztynów, kamyki połączone były w bryłę, na kształt kuli. To było niesamowite. Nie miałam pojęcia, jak to się mogło stać. Jednak wtedy nie myślałam nad pięknem bursztynowej figury, chciałam jedynie dalej zbierać kamienie.
Po pewnym czasie zebrałam już wszystkie możliwe kamienie, które znajdowały się w grocie. Jednak brakowało paru kawałków. Wszystkie kamienie, oprócz brakujących złączyłam ze sobą. Powstała jedna, wielka, bursztynowa kula. Widok był zdumiewający. Nagle ujrzałam błysk , a potem przede mną stanęła postać z moich snów. Jak to możliwe? - szepnęłam. Tajemniczy chłopak był jakiś rok starszy ode mnie. Miał czarne włosy i ciemne oczy. Ciało szczupłe, lecz wysportowane. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Kiedy ocknęłam się ze swoich myśli zorientowałam się, że chłopak patrzy prosto na mnie. Jego wyraz twarzy wyrażał smutek. Spojrzał na mnie i wyszeptał ledwo słyszalnym głosem " Pomóż mi" i zniknął. Tak po prostu odszedł. Czułam smutek i rozczarowanie oraz pustkę. Ruszyłam wolnym krokiem, zatopiona w myślach o całym wydarzeniu i wyszłam z groty. Usiadłam na  plaży, trzymając nogi w wodzie. Rozmyślałam nad tym, jak mam pomóc temu chłopakowi  i jak wydostać się z tego miejsca. Brakowało mi Davida. Nie wiedziałam co on teraz czuje. Rozczarowanie, ból, czy może smutek po mojej ucieczce?

Ciąg dalszy nastąpi...

środa, 28 listopada 2012

Bohaterowie



Vanessa- 18 lat, ma brata Davida, jest bardzo nieśmiała, ale przyjacielska i wrażliwa;



 ( Tajemniczy chłopak) - właściciel tych pięknych oczu...;


Ash- 18 lat, (były)chłopak Vanessy, pewny siebie, pożądany przez każdą dziewczynę;


David- Lat 22, brat Vanessy, cichy, nieśmiały i zamknięty w sobie chłopak; 


Emily- lat 18, (była)najlepsza przyjaciółka Vanessy, zawsze osiąga to czego chce, jest bardzo pewna siebie;

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział II

W moim śnie widziałam piękne, czarne oczy. Wpatrywały się we mnie, a ja w nie. Nie wiem nawet, co było wokół mnie. Widziałam tylko te oczy. Stopniowo pojawiała się twarz chłopaka, który był właścicielem tych oczu. Obraz był mglisty, nie widziałam dokładnie. Jednak zauważyłam lekkie przerażenie i błaganie w oczach mężczyzny.
Patrzyłam jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Rysy jego twarzy, były coraz wyraźniejsze, jeszcze chwila i zobaczyłabym go w całej jego okazałości. Musiałam jednak wszystko zepsuć. Wyciągnęłam do niego rękę, nie mogąc się powstrzymać od pogłaskania go po twarzy. Doznałam uczucia lekkiego mrowienia w palcach wyciągniętej ręki, kiedy dotknęłam jego twarzy. Czar prysnął. Chłopak znikł, a ja zostałam sama.
Ze snu wyrwał mnie krzyk i gwałtowne pchnięcie w ramię:
- Vanessa!
Postanowiłam zignorować te krzyki, próbując przypomnieć sobie twarz chłopaka. Miałam nadzieję, że uda mi się go wyśnić jeszcze raz. Nie było mi to jednak dane.
- Vanessa! - usłyszałam powtórnie.
Lekko uchyliłam zaspane oczy i zobaczyłam jakąś postać. To był mój brat, David.
- Vanessa! Obudź się wreszcie! Ile razy można cię budzić?! – krzyczał zdenerwowany. Nigdy taki nie był. Widocznie musiało się stać coś poważnego, bo David na ogół był spokojnym chłopakiem i bardzo rzadko podnosił głos.
- Przepraszam, wczoraj poszłam późno spać i... – David nie pozwolił mi dokończyć.
- Mama i tata mieli wczoraj wypadek – powiedział. Momentalnie do jego oczu cisnęły się łzy.
Nie chciałam pytać. Wiedziałam, co się stało. Rodzice nie żyli.
Moje serce waliło jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi. Nie wiedziałam co powiedzieć. W gardle czułam gulę, nie mogłam wykrztusić żadnego słowa ani nawet przełknąć. Wstałam i przytuliłam Davida, mimo że to on był starszy. Ja też nie mogłam powstrzymać łez. Zaczęły skapywać na koszulę mojego brata, ale oboje nie zwracaliśmy na to uwagi.
Moje życie rozleciało się na kawałki. Mimo pięknej pogody za oknem, wewnątrz mnie szalały burze i huragany. To, że dzień wcześniej zerwał ze mną chłopak, było niczym w porównaniu z tym, o czym dowiedziałam się dzisiaj.
- Boję się- cicho szepnęłam mu, nadal wtulona w jego ramiona.
- Ja też siostra, ale musimy sobie jakoś poradzić.
- Wiem, ale to jest takie trudne... Nic już nie wróci do normy. Nasze śniadania, obiady, kolacje będą inne niż kiedyś. Nie potrafię się z tym pogodzić. Zaledwie wczoraj siedzieliśmy razem przy stole, a dziś płaczemy, bo straciliśmy ich na dobre..
- Tęsknie za nimi.. – powiedział David zduszonym głosem.
- David, czy ja mogę iść się przejść? Nie chcę cię zostawiać samego, ale po prostu muszę się przewietrzyć.
- Ok, nie ma sprawy..
Idąc po chodniku, rozmyślałam o tym wszystkim co zdarzyło się w ciągu 2 dni. Najpierw rozstanie z Ash'em, teraz śmierć rodziców. Nie wiem co mam już robić, moje życie straciło już sens.Jednak nie  zostałam sama, mam jeszcze Davida, który mnie kocha. Długo rozmyślałam o mojej przyszłości, kiedy nagle w oddali zobaczyłam dziwnie znajomego mi chłopaka - Ash’a. To na pewno jestAsh, tylko czemu obściskuje się z jakąś dziewczyną?! Zaczęłam biec w ich kierunku. Chciałam, żeby wszystko mi wyjaśnij. Kiedy dotarłam na miejsce szybko wykrzyczałam:
- To dlatego ze mną zerwałeś?! Dla tej...- urwałam, kiedy ku moim oczom ukazała się Emily - moja była - najlepsza przyjaciółka.
-Emily!? Jak mogłaś mi to zrobić?! - wykrzyczałam z furią - A po tobie się tego nie spodziewałam - rzuciłam prosto w twarz Ash'owi – wbiliście mi nóż w plecy!
- Ale to nie tak jak myślisz, bo ja... my już dawno chcieliśmy ci to powiedzieć.
- Wiesz co? Nie chce twoich głupich wyjaśnień!- opowiedziałam cała zapłakana – Najpierw ze mną zerwałeś, potem dowiedziałam się, że moich rodziców już nie ma, a teraz jeszcze to! Nie...nie...nienawidzę was! – powiedziałam łkając.
Nie chciałam wracać do domu. Musiałabym się tłumaczyć David’owi co się stało, a teraz nie byłam w stanie. Poszłam w pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy – na plażę. Wtedy nie było odpowiedniej pogody na kąpanie się w morzu, tak więc miałam nadzieję, że nie będzie zbyt dużego tłumu gapiów.
Biegłam ile sił w nogach, tylko po to, by być jak najdalej od nich. Nie wiem czemu, ale w pewnej chwili pomyślałam, o tym jak by to było gdybym umarła, jakbym skoczyła z klifu i rzuciła się w bezdenną otchłań. Może wszystko byłoby łatwiejsze. Znalazłabym się razem z rodzicami, byłabym szczęśliwa. Nie musiałabym ciągle czuć smutku i zdrady ze strony moich znajomych. Kiedy ocknęłam się z moich rozmyślań, zauważyłam, że znajduję się na dość wysokim klifie. Stałam prawie na brzegu. Widziałam jak bezlitosne fale z wielką siłą uderzają w skały. Wyobraziłam sobie siebie skaczącą w tą otchłań. Czy to jedyny sposób, by być szczęśliwą? Zdecydowałam, że spróbuje, nie miałam już nic do stracenia. W ostatniej chwili pomyślałam jeszcze o Davidzie „Chyba nie muszę się o niego martwić, to duży chłopiec, poradzi sobie beze mnie” – pomyślałam.  Zamknęłam oczy i skoczyłam w głębię oceanu.
                                                                                                                            Ciąg dalszy nastąpi...



sobota, 24 listopada 2012

Rozdział I


                Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. To wydarzenie zapoczątkowało tą serię tragicznych i niesamowitych zdarzeń w moim życiu.
               Ocean na wyspie Rivendel był spokojny. Siedziałam na piasku i podziwiałam nadpływające i oddalające się błękitne fale. Wiatr delikatnie  rozwiewał moje długie, czekoladowe włosy i  wzorzystą spódnicę do kostek. Ręce miałam zaplecione wokół nóg, wpatrywałam się w bezkres wód.
                Spojrzałam na zegarek. Była już 1716, a z moim chłopakiem Ash’em umówiłam się o równej 17 na plaży. Spóźniał się, co w ostatnim czasie zdarzało mu się zbyt często. Za często, jak na półroczny związek. Mało co się  spotykaliśmy i rozmawialiśmy, nie czuliśmy już tej więzi, która łączyła nas dawniej. Nie chciałam jednak rezygnować z naszego związku i mimo natłoku zajęć starałam się jak najczęściej z nim spotykać.
                Pół roku temu nie rozstawaliśmy się choćby na  minutę. Mieliśmy wspólne tematy, a teraz czuć było, że się od siebie coraz bardziej oddalamy. Nie chciałam go stracić. Naprawdę. Znaliśmy się od bardzo dawna i za bardzo kochałam Ash’a,  by teraz dać mu tak bezpowrotnie odejść. 
                Słońce zaczęło już zachodzić. Wcześniej, pogodne, jasne i słoneczne, teraz było pomarańczowe i czerwone, odbijało się na spokojnych falach niczym paleta barw. Zrezygnowałam. Poddałam się. Miałam już dosyć takich sytuacji, po raz kolejny czułam się wystawiona do wiatru. Szybko wstałam z zimnego piasku i ruszyłam w kierunku domu. 
                Kiedy dotarłam na miejsce i weszłam do przedsionka, od razu usłyszałam wołanie matki:
                -Van! Gdzieś ty była?! Obiad już prawie wystygł! – krzyknęła z nutą złości, ale widać było, że nie chce się na mnie aż tak złościć.
                - Byłam na plaży, miałam się spotkać z Ash'em, ale...    
                - No dobrze, pogadamy później, muszę szybko jechać do pracy, to pilne. Tata mnie zawiezie, więc musisz zamknąć drzwi od domu. Okolica ostatnio jest taka niebezpieczna... No ale nieważne, chodź już jeść, bo obiad wystygnie! – rzuciła na odchodnym i zaczęła zakładać buty.
                - Idę- odpowiedziałam  monotonnym tonem i powlekłam się do jadalni.
                Na białym, wykrochmalonym obrusie już czekał talerz z obiadem, nad którym unosiła się para. Momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Na talerzu był kurczak z chrupiącą i dobrze przyprawioną skórką – specjalność mojej mamy. Dodatkowo mama zrobiła frytki oraz surówkę z marchewki. Oddzieliłam surówkę od reszty jedzenia na talerzu, bo za bardzo za nią nie przepadałam. Zaczęłam jeść.
                Nagle usłyszałam dźwięk swojej komórki. Wstałam od stołu i szybko sięgnęłam po telefon. Miałam nadzieję, że to Ash. Nie myliłam się. Nie przypuszczałam jednak, że wiadomość od niego może aż tak przerazić. Momentalnie po moim policzku pociekły strumienie łez.             Miałam szczęście, że moja mama już wyszła, bo zaraz poleciałyby pytania o powód mojego płaczu. A ja w tej chwili miałam wielką gulę w gardle i nie mogłam wydusić żadnego słowa.  
                Szybko pobiegłam na górę. Nie wiedziałam, że mama myła nasze drewniane schody, które były jeszcze mokre i gdy tylko wbiegłam na pierwszy stopień, fiknęłam na podłogę. Do bólu serca doszedł jeszcze ból tyłka, na którym wylądowałam. Z nosa mi ciekło, twarz miałam zapłakaną. Wyglądałam jak siedem nieszczęść.
                Schody pokonałam trzymając się barierki. Nogi miałam jak z waty, ale cudem udało mi się dojść do mojego pokoju. Tu też mama myła podłogę, już nie zważając na mokre skarpetki, w ubraniu położyłam się do łóżka.
                Jeszcze raz weszłam w wiadomości w moim telefonie i przeczytałam wiadomość od Ash’a. Miałam nadzieję, że tylko źle ją przeczytałam, że wszystko wróci do normy, będzie jak dawnej. Jednak słów, które wyświetliły się na mojej komórce nie można było przekręcić czy pomylić z innymi.  Wyraźnie było napisane: „Vanessa , nasz związek nie ma już sensu, nic  nam się nie układa, nie jest już jak dawniej.  Z  nami koniec. Przepraszam Ash”. Kiedy ponownie przeczytałam te słowa z ust wyrwał mi się cichy jęk. „Z nami koniec”. Te słowa dudniły mi w głowie, dopóki nie zasnęłam. Pamiętam, że chciałam wtedy przytulić się i porozmawiać z mamą. I postanowiłam sobie, że musze porozmawiać z Ash’em w cztery oczy, wyjaśnić wszystko. Musiałam jednak się uspokoić i doprowadzić swój wygląd do poprzedniego stanu. Zastanawiałam się jeszcze, czy zamknęłam dom, jak prosiła mama. Lecz szybko o wszystkim zapomniałam. Zapadłam w błogą nicość. Śniły mi się czarne oczy, które błagalnie wpatrywały się we mnie...

Ciąg dalszy nastąpi...