poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział II

W moim śnie widziałam piękne, czarne oczy. Wpatrywały się we mnie, a ja w nie. Nie wiem nawet, co było wokół mnie. Widziałam tylko te oczy. Stopniowo pojawiała się twarz chłopaka, który był właścicielem tych oczu. Obraz był mglisty, nie widziałam dokładnie. Jednak zauważyłam lekkie przerażenie i błaganie w oczach mężczyzny.
Patrzyłam jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Rysy jego twarzy, były coraz wyraźniejsze, jeszcze chwila i zobaczyłabym go w całej jego okazałości. Musiałam jednak wszystko zepsuć. Wyciągnęłam do niego rękę, nie mogąc się powstrzymać od pogłaskania go po twarzy. Doznałam uczucia lekkiego mrowienia w palcach wyciągniętej ręki, kiedy dotknęłam jego twarzy. Czar prysnął. Chłopak znikł, a ja zostałam sama.
Ze snu wyrwał mnie krzyk i gwałtowne pchnięcie w ramię:
- Vanessa!
Postanowiłam zignorować te krzyki, próbując przypomnieć sobie twarz chłopaka. Miałam nadzieję, że uda mi się go wyśnić jeszcze raz. Nie było mi to jednak dane.
- Vanessa! - usłyszałam powtórnie.
Lekko uchyliłam zaspane oczy i zobaczyłam jakąś postać. To był mój brat, David.
- Vanessa! Obudź się wreszcie! Ile razy można cię budzić?! – krzyczał zdenerwowany. Nigdy taki nie był. Widocznie musiało się stać coś poważnego, bo David na ogół był spokojnym chłopakiem i bardzo rzadko podnosił głos.
- Przepraszam, wczoraj poszłam późno spać i... – David nie pozwolił mi dokończyć.
- Mama i tata mieli wczoraj wypadek – powiedział. Momentalnie do jego oczu cisnęły się łzy.
Nie chciałam pytać. Wiedziałam, co się stało. Rodzice nie żyli.
Moje serce waliło jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi. Nie wiedziałam co powiedzieć. W gardle czułam gulę, nie mogłam wykrztusić żadnego słowa ani nawet przełknąć. Wstałam i przytuliłam Davida, mimo że to on był starszy. Ja też nie mogłam powstrzymać łez. Zaczęły skapywać na koszulę mojego brata, ale oboje nie zwracaliśmy na to uwagi.
Moje życie rozleciało się na kawałki. Mimo pięknej pogody za oknem, wewnątrz mnie szalały burze i huragany. To, że dzień wcześniej zerwał ze mną chłopak, było niczym w porównaniu z tym, o czym dowiedziałam się dzisiaj.
- Boję się- cicho szepnęłam mu, nadal wtulona w jego ramiona.
- Ja też siostra, ale musimy sobie jakoś poradzić.
- Wiem, ale to jest takie trudne... Nic już nie wróci do normy. Nasze śniadania, obiady, kolacje będą inne niż kiedyś. Nie potrafię się z tym pogodzić. Zaledwie wczoraj siedzieliśmy razem przy stole, a dziś płaczemy, bo straciliśmy ich na dobre..
- Tęsknie za nimi.. – powiedział David zduszonym głosem.
- David, czy ja mogę iść się przejść? Nie chcę cię zostawiać samego, ale po prostu muszę się przewietrzyć.
- Ok, nie ma sprawy..
Idąc po chodniku, rozmyślałam o tym wszystkim co zdarzyło się w ciągu 2 dni. Najpierw rozstanie z Ash'em, teraz śmierć rodziców. Nie wiem co mam już robić, moje życie straciło już sens.Jednak nie  zostałam sama, mam jeszcze Davida, który mnie kocha. Długo rozmyślałam o mojej przyszłości, kiedy nagle w oddali zobaczyłam dziwnie znajomego mi chłopaka - Ash’a. To na pewno jestAsh, tylko czemu obściskuje się z jakąś dziewczyną?! Zaczęłam biec w ich kierunku. Chciałam, żeby wszystko mi wyjaśnij. Kiedy dotarłam na miejsce szybko wykrzyczałam:
- To dlatego ze mną zerwałeś?! Dla tej...- urwałam, kiedy ku moim oczom ukazała się Emily - moja była - najlepsza przyjaciółka.
-Emily!? Jak mogłaś mi to zrobić?! - wykrzyczałam z furią - A po tobie się tego nie spodziewałam - rzuciłam prosto w twarz Ash'owi – wbiliście mi nóż w plecy!
- Ale to nie tak jak myślisz, bo ja... my już dawno chcieliśmy ci to powiedzieć.
- Wiesz co? Nie chce twoich głupich wyjaśnień!- opowiedziałam cała zapłakana – Najpierw ze mną zerwałeś, potem dowiedziałam się, że moich rodziców już nie ma, a teraz jeszcze to! Nie...nie...nienawidzę was! – powiedziałam łkając.
Nie chciałam wracać do domu. Musiałabym się tłumaczyć David’owi co się stało, a teraz nie byłam w stanie. Poszłam w pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy – na plażę. Wtedy nie było odpowiedniej pogody na kąpanie się w morzu, tak więc miałam nadzieję, że nie będzie zbyt dużego tłumu gapiów.
Biegłam ile sił w nogach, tylko po to, by być jak najdalej od nich. Nie wiem czemu, ale w pewnej chwili pomyślałam, o tym jak by to było gdybym umarła, jakbym skoczyła z klifu i rzuciła się w bezdenną otchłań. Może wszystko byłoby łatwiejsze. Znalazłabym się razem z rodzicami, byłabym szczęśliwa. Nie musiałabym ciągle czuć smutku i zdrady ze strony moich znajomych. Kiedy ocknęłam się z moich rozmyślań, zauważyłam, że znajduję się na dość wysokim klifie. Stałam prawie na brzegu. Widziałam jak bezlitosne fale z wielką siłą uderzają w skały. Wyobraziłam sobie siebie skaczącą w tą otchłań. Czy to jedyny sposób, by być szczęśliwą? Zdecydowałam, że spróbuje, nie miałam już nic do stracenia. W ostatniej chwili pomyślałam jeszcze o Davidzie „Chyba nie muszę się o niego martwić, to duży chłopiec, poradzi sobie beze mnie” – pomyślałam.  Zamknęłam oczy i skoczyłam w głębię oceanu.
                                                                                                                            Ciąg dalszy nastąpi...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz