Pamiętam
ten dzień, jakby to było wczoraj. To wydarzenie zapoczątkowało tą serię
tragicznych i niesamowitych zdarzeń w moim życiu.
Ocean
na wyspie Rivendel był spokojny. Siedziałam na piasku i podziwiałam
nadpływające i oddalające się błękitne fale. Wiatr delikatnie rozwiewał moje długie, czekoladowe włosy
i wzorzystą spódnicę do kostek. Ręce
miałam zaplecione wokół nóg, wpatrywałam się w bezkres wód.
Spojrzałam
na zegarek. Była już 1716, a z moim chłopakiem Ash’em umówiłam
się o równej 17 na plaży. Spóźniał się, co w ostatnim czasie zdarzało mu się
zbyt często. Za często, jak na półroczny związek. Mało co się spotykaliśmy i rozmawialiśmy, nie czuliśmy
już tej więzi, która łączyła nas dawniej. Nie chciałam jednak rezygnować z
naszego związku i mimo natłoku zajęć starałam się jak najczęściej z nim
spotykać.
Pół
roku temu nie rozstawaliśmy się choćby na
minutę. Mieliśmy wspólne tematy, a teraz czuć było, że się od siebie
coraz bardziej oddalamy. Nie chciałam go stracić. Naprawdę. Znaliśmy się od bardzo
dawna i za bardzo kochałam Ash’a, by
teraz dać mu tak bezpowrotnie odejść.
Słońce
zaczęło już zachodzić. Wcześniej, pogodne, jasne i słoneczne, teraz było
pomarańczowe i czerwone, odbijało się na spokojnych falach niczym paleta barw. Zrezygnowałam.
Poddałam się. Miałam już dosyć takich sytuacji, po raz kolejny czułam się
wystawiona do wiatru. Szybko wstałam z zimnego piasku i ruszyłam w kierunku
domu.
Kiedy
dotarłam na miejsce i weszłam do przedsionka, od razu usłyszałam wołanie matki:
-Van!
Gdzieś ty była?! Obiad już prawie wystygł! – krzyknęła z nutą złości, ale widać
było, że nie chce się na mnie aż tak złościć.
-
Byłam na plaży, miałam się spotkać z Ash'em, ale...
- No
dobrze, pogadamy później, muszę szybko jechać do pracy, to pilne. Tata mnie
zawiezie, więc musisz zamknąć drzwi od domu. Okolica ostatnio jest taka
niebezpieczna... No ale nieważne, chodź już jeść, bo obiad wystygnie! – rzuciła
na odchodnym i zaczęła zakładać buty.
-
Idę- odpowiedziałam monotonnym tonem i
powlekłam się do jadalni.
Na
białym, wykrochmalonym obrusie już czekał talerz z obiadem, nad którym unosiła
się para. Momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Na talerzu był kurczak z
chrupiącą i dobrze przyprawioną skórką – specjalność mojej mamy. Dodatkowo mama
zrobiła frytki oraz surówkę z marchewki. Oddzieliłam surówkę od reszty jedzenia
na talerzu, bo za bardzo za nią nie przepadałam. Zaczęłam jeść.
Nagle
usłyszałam dźwięk swojej komórki. Wstałam od stołu i szybko sięgnęłam po
telefon. Miałam nadzieję, że to Ash. Nie myliłam się. Nie przypuszczałam
jednak, że wiadomość od niego może aż tak przerazić. Momentalnie po moim
policzku pociekły strumienie łez. Miałam
szczęście, że moja mama już wyszła, bo zaraz poleciałyby pytania o powód mojego
płaczu. A ja w tej chwili miałam wielką gulę w gardle i nie mogłam wydusić
żadnego słowa.
Szybko
pobiegłam na górę. Nie wiedziałam, że mama myła nasze drewniane schody, które
były jeszcze mokre i gdy tylko wbiegłam na pierwszy stopień, fiknęłam na
podłogę. Do bólu serca doszedł jeszcze ból tyłka, na którym wylądowałam. Z nosa
mi ciekło, twarz miałam zapłakaną. Wyglądałam jak siedem nieszczęść.
Schody
pokonałam trzymając się barierki. Nogi miałam jak z waty, ale cudem udało mi
się dojść do mojego pokoju. Tu też mama myła podłogę, już nie zważając na mokre
skarpetki, w ubraniu położyłam się do łóżka.
Jeszcze
raz weszłam w wiadomości w moim telefonie i przeczytałam wiadomość od Ash’a.
Miałam nadzieję, że tylko źle ją przeczytałam, że wszystko wróci do normy,
będzie jak dawnej. Jednak słów, które wyświetliły się na mojej komórce nie
można było przekręcić czy pomylić z innymi.
Wyraźnie było napisane: „Vanessa ,
nasz związek nie ma już sensu, nic nam
się nie układa, nie jest już jak dawniej.
Z nami koniec. Przepraszam Ash”. Kiedy
ponownie przeczytałam te słowa z ust wyrwał mi się cichy jęk. „Z nami koniec”. Te słowa dudniły mi w
głowie, dopóki nie zasnęłam. Pamiętam, że chciałam wtedy przytulić się i
porozmawiać z mamą. I postanowiłam sobie, że musze porozmawiać z Ash’em w
cztery oczy, wyjaśnić wszystko. Musiałam jednak się uspokoić i doprowadzić swój
wygląd do poprzedniego stanu. Zastanawiałam się jeszcze, czy zamknęłam dom, jak
prosiła mama. Lecz szybko o wszystkim zapomniałam. Zapadłam w błogą nicość.
Śniły mi się czarne oczy, które błagalnie wpatrywały się we mnie...
Ciąg dalszy
nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz