sobota, 24 listopada 2012

Rozdział I


                Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. To wydarzenie zapoczątkowało tą serię tragicznych i niesamowitych zdarzeń w moim życiu.
               Ocean na wyspie Rivendel był spokojny. Siedziałam na piasku i podziwiałam nadpływające i oddalające się błękitne fale. Wiatr delikatnie  rozwiewał moje długie, czekoladowe włosy i  wzorzystą spódnicę do kostek. Ręce miałam zaplecione wokół nóg, wpatrywałam się w bezkres wód.
                Spojrzałam na zegarek. Była już 1716, a z moim chłopakiem Ash’em umówiłam się o równej 17 na plaży. Spóźniał się, co w ostatnim czasie zdarzało mu się zbyt często. Za często, jak na półroczny związek. Mało co się  spotykaliśmy i rozmawialiśmy, nie czuliśmy już tej więzi, która łączyła nas dawniej. Nie chciałam jednak rezygnować z naszego związku i mimo natłoku zajęć starałam się jak najczęściej z nim spotykać.
                Pół roku temu nie rozstawaliśmy się choćby na  minutę. Mieliśmy wspólne tematy, a teraz czuć było, że się od siebie coraz bardziej oddalamy. Nie chciałam go stracić. Naprawdę. Znaliśmy się od bardzo dawna i za bardzo kochałam Ash’a,  by teraz dać mu tak bezpowrotnie odejść. 
                Słońce zaczęło już zachodzić. Wcześniej, pogodne, jasne i słoneczne, teraz było pomarańczowe i czerwone, odbijało się na spokojnych falach niczym paleta barw. Zrezygnowałam. Poddałam się. Miałam już dosyć takich sytuacji, po raz kolejny czułam się wystawiona do wiatru. Szybko wstałam z zimnego piasku i ruszyłam w kierunku domu. 
                Kiedy dotarłam na miejsce i weszłam do przedsionka, od razu usłyszałam wołanie matki:
                -Van! Gdzieś ty była?! Obiad już prawie wystygł! – krzyknęła z nutą złości, ale widać było, że nie chce się na mnie aż tak złościć.
                - Byłam na plaży, miałam się spotkać z Ash'em, ale...    
                - No dobrze, pogadamy później, muszę szybko jechać do pracy, to pilne. Tata mnie zawiezie, więc musisz zamknąć drzwi od domu. Okolica ostatnio jest taka niebezpieczna... No ale nieważne, chodź już jeść, bo obiad wystygnie! – rzuciła na odchodnym i zaczęła zakładać buty.
                - Idę- odpowiedziałam  monotonnym tonem i powlekłam się do jadalni.
                Na białym, wykrochmalonym obrusie już czekał talerz z obiadem, nad którym unosiła się para. Momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Na talerzu był kurczak z chrupiącą i dobrze przyprawioną skórką – specjalność mojej mamy. Dodatkowo mama zrobiła frytki oraz surówkę z marchewki. Oddzieliłam surówkę od reszty jedzenia na talerzu, bo za bardzo za nią nie przepadałam. Zaczęłam jeść.
                Nagle usłyszałam dźwięk swojej komórki. Wstałam od stołu i szybko sięgnęłam po telefon. Miałam nadzieję, że to Ash. Nie myliłam się. Nie przypuszczałam jednak, że wiadomość od niego może aż tak przerazić. Momentalnie po moim policzku pociekły strumienie łez.             Miałam szczęście, że moja mama już wyszła, bo zaraz poleciałyby pytania o powód mojego płaczu. A ja w tej chwili miałam wielką gulę w gardle i nie mogłam wydusić żadnego słowa.  
                Szybko pobiegłam na górę. Nie wiedziałam, że mama myła nasze drewniane schody, które były jeszcze mokre i gdy tylko wbiegłam na pierwszy stopień, fiknęłam na podłogę. Do bólu serca doszedł jeszcze ból tyłka, na którym wylądowałam. Z nosa mi ciekło, twarz miałam zapłakaną. Wyglądałam jak siedem nieszczęść.
                Schody pokonałam trzymając się barierki. Nogi miałam jak z waty, ale cudem udało mi się dojść do mojego pokoju. Tu też mama myła podłogę, już nie zważając na mokre skarpetki, w ubraniu położyłam się do łóżka.
                Jeszcze raz weszłam w wiadomości w moim telefonie i przeczytałam wiadomość od Ash’a. Miałam nadzieję, że tylko źle ją przeczytałam, że wszystko wróci do normy, będzie jak dawnej. Jednak słów, które wyświetliły się na mojej komórce nie można było przekręcić czy pomylić z innymi.  Wyraźnie było napisane: „Vanessa , nasz związek nie ma już sensu, nic  nam się nie układa, nie jest już jak dawniej.  Z  nami koniec. Przepraszam Ash”. Kiedy ponownie przeczytałam te słowa z ust wyrwał mi się cichy jęk. „Z nami koniec”. Te słowa dudniły mi w głowie, dopóki nie zasnęłam. Pamiętam, że chciałam wtedy przytulić się i porozmawiać z mamą. I postanowiłam sobie, że musze porozmawiać z Ash’em w cztery oczy, wyjaśnić wszystko. Musiałam jednak się uspokoić i doprowadzić swój wygląd do poprzedniego stanu. Zastanawiałam się jeszcze, czy zamknęłam dom, jak prosiła mama. Lecz szybko o wszystkim zapomniałam. Zapadłam w błogą nicość. Śniły mi się czarne oczy, które błagalnie wpatrywały się we mnie...

Ciąg dalszy nastąpi...
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz