środa, 28 listopada 2012

Bohaterowie



Vanessa- 18 lat, ma brata Davida, jest bardzo nieśmiała, ale przyjacielska i wrażliwa;



 ( Tajemniczy chłopak) - właściciel tych pięknych oczu...;


Ash- 18 lat, (były)chłopak Vanessy, pewny siebie, pożądany przez każdą dziewczynę;


David- Lat 22, brat Vanessy, cichy, nieśmiały i zamknięty w sobie chłopak; 


Emily- lat 18, (była)najlepsza przyjaciółka Vanessy, zawsze osiąga to czego chce, jest bardzo pewna siebie;

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział II

W moim śnie widziałam piękne, czarne oczy. Wpatrywały się we mnie, a ja w nie. Nie wiem nawet, co było wokół mnie. Widziałam tylko te oczy. Stopniowo pojawiała się twarz chłopaka, który był właścicielem tych oczu. Obraz był mglisty, nie widziałam dokładnie. Jednak zauważyłam lekkie przerażenie i błaganie w oczach mężczyzny.
Patrzyłam jak zahipnotyzowana. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Rysy jego twarzy, były coraz wyraźniejsze, jeszcze chwila i zobaczyłabym go w całej jego okazałości. Musiałam jednak wszystko zepsuć. Wyciągnęłam do niego rękę, nie mogąc się powstrzymać od pogłaskania go po twarzy. Doznałam uczucia lekkiego mrowienia w palcach wyciągniętej ręki, kiedy dotknęłam jego twarzy. Czar prysnął. Chłopak znikł, a ja zostałam sama.
Ze snu wyrwał mnie krzyk i gwałtowne pchnięcie w ramię:
- Vanessa!
Postanowiłam zignorować te krzyki, próbując przypomnieć sobie twarz chłopaka. Miałam nadzieję, że uda mi się go wyśnić jeszcze raz. Nie było mi to jednak dane.
- Vanessa! - usłyszałam powtórnie.
Lekko uchyliłam zaspane oczy i zobaczyłam jakąś postać. To był mój brat, David.
- Vanessa! Obudź się wreszcie! Ile razy można cię budzić?! – krzyczał zdenerwowany. Nigdy taki nie był. Widocznie musiało się stać coś poważnego, bo David na ogół był spokojnym chłopakiem i bardzo rzadko podnosił głos.
- Przepraszam, wczoraj poszłam późno spać i... – David nie pozwolił mi dokończyć.
- Mama i tata mieli wczoraj wypadek – powiedział. Momentalnie do jego oczu cisnęły się łzy.
Nie chciałam pytać. Wiedziałam, co się stało. Rodzice nie żyli.
Moje serce waliło jak oszalałe, chcąc wyrwać się z piersi. Nie wiedziałam co powiedzieć. W gardle czułam gulę, nie mogłam wykrztusić żadnego słowa ani nawet przełknąć. Wstałam i przytuliłam Davida, mimo że to on był starszy. Ja też nie mogłam powstrzymać łez. Zaczęły skapywać na koszulę mojego brata, ale oboje nie zwracaliśmy na to uwagi.
Moje życie rozleciało się na kawałki. Mimo pięknej pogody za oknem, wewnątrz mnie szalały burze i huragany. To, że dzień wcześniej zerwał ze mną chłopak, było niczym w porównaniu z tym, o czym dowiedziałam się dzisiaj.
- Boję się- cicho szepnęłam mu, nadal wtulona w jego ramiona.
- Ja też siostra, ale musimy sobie jakoś poradzić.
- Wiem, ale to jest takie trudne... Nic już nie wróci do normy. Nasze śniadania, obiady, kolacje będą inne niż kiedyś. Nie potrafię się z tym pogodzić. Zaledwie wczoraj siedzieliśmy razem przy stole, a dziś płaczemy, bo straciliśmy ich na dobre..
- Tęsknie za nimi.. – powiedział David zduszonym głosem.
- David, czy ja mogę iść się przejść? Nie chcę cię zostawiać samego, ale po prostu muszę się przewietrzyć.
- Ok, nie ma sprawy..
Idąc po chodniku, rozmyślałam o tym wszystkim co zdarzyło się w ciągu 2 dni. Najpierw rozstanie z Ash'em, teraz śmierć rodziców. Nie wiem co mam już robić, moje życie straciło już sens.Jednak nie  zostałam sama, mam jeszcze Davida, który mnie kocha. Długo rozmyślałam o mojej przyszłości, kiedy nagle w oddali zobaczyłam dziwnie znajomego mi chłopaka - Ash’a. To na pewno jestAsh, tylko czemu obściskuje się z jakąś dziewczyną?! Zaczęłam biec w ich kierunku. Chciałam, żeby wszystko mi wyjaśnij. Kiedy dotarłam na miejsce szybko wykrzyczałam:
- To dlatego ze mną zerwałeś?! Dla tej...- urwałam, kiedy ku moim oczom ukazała się Emily - moja była - najlepsza przyjaciółka.
-Emily!? Jak mogłaś mi to zrobić?! - wykrzyczałam z furią - A po tobie się tego nie spodziewałam - rzuciłam prosto w twarz Ash'owi – wbiliście mi nóż w plecy!
- Ale to nie tak jak myślisz, bo ja... my już dawno chcieliśmy ci to powiedzieć.
- Wiesz co? Nie chce twoich głupich wyjaśnień!- opowiedziałam cała zapłakana – Najpierw ze mną zerwałeś, potem dowiedziałam się, że moich rodziców już nie ma, a teraz jeszcze to! Nie...nie...nienawidzę was! – powiedziałam łkając.
Nie chciałam wracać do domu. Musiałabym się tłumaczyć David’owi co się stało, a teraz nie byłam w stanie. Poszłam w pierwsze miejsce, które przyszło mi do głowy – na plażę. Wtedy nie było odpowiedniej pogody na kąpanie się w morzu, tak więc miałam nadzieję, że nie będzie zbyt dużego tłumu gapiów.
Biegłam ile sił w nogach, tylko po to, by być jak najdalej od nich. Nie wiem czemu, ale w pewnej chwili pomyślałam, o tym jak by to było gdybym umarła, jakbym skoczyła z klifu i rzuciła się w bezdenną otchłań. Może wszystko byłoby łatwiejsze. Znalazłabym się razem z rodzicami, byłabym szczęśliwa. Nie musiałabym ciągle czuć smutku i zdrady ze strony moich znajomych. Kiedy ocknęłam się z moich rozmyślań, zauważyłam, że znajduję się na dość wysokim klifie. Stałam prawie na brzegu. Widziałam jak bezlitosne fale z wielką siłą uderzają w skały. Wyobraziłam sobie siebie skaczącą w tą otchłań. Czy to jedyny sposób, by być szczęśliwą? Zdecydowałam, że spróbuje, nie miałam już nic do stracenia. W ostatniej chwili pomyślałam jeszcze o Davidzie „Chyba nie muszę się o niego martwić, to duży chłopiec, poradzi sobie beze mnie” – pomyślałam.  Zamknęłam oczy i skoczyłam w głębię oceanu.
                                                                                                                            Ciąg dalszy nastąpi...



sobota, 24 listopada 2012

Rozdział I


                Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. To wydarzenie zapoczątkowało tą serię tragicznych i niesamowitych zdarzeń w moim życiu.
               Ocean na wyspie Rivendel był spokojny. Siedziałam na piasku i podziwiałam nadpływające i oddalające się błękitne fale. Wiatr delikatnie  rozwiewał moje długie, czekoladowe włosy i  wzorzystą spódnicę do kostek. Ręce miałam zaplecione wokół nóg, wpatrywałam się w bezkres wód.
                Spojrzałam na zegarek. Była już 1716, a z moim chłopakiem Ash’em umówiłam się o równej 17 na plaży. Spóźniał się, co w ostatnim czasie zdarzało mu się zbyt często. Za często, jak na półroczny związek. Mało co się  spotykaliśmy i rozmawialiśmy, nie czuliśmy już tej więzi, która łączyła nas dawniej. Nie chciałam jednak rezygnować z naszego związku i mimo natłoku zajęć starałam się jak najczęściej z nim spotykać.
                Pół roku temu nie rozstawaliśmy się choćby na  minutę. Mieliśmy wspólne tematy, a teraz czuć było, że się od siebie coraz bardziej oddalamy. Nie chciałam go stracić. Naprawdę. Znaliśmy się od bardzo dawna i za bardzo kochałam Ash’a,  by teraz dać mu tak bezpowrotnie odejść. 
                Słońce zaczęło już zachodzić. Wcześniej, pogodne, jasne i słoneczne, teraz było pomarańczowe i czerwone, odbijało się na spokojnych falach niczym paleta barw. Zrezygnowałam. Poddałam się. Miałam już dosyć takich sytuacji, po raz kolejny czułam się wystawiona do wiatru. Szybko wstałam z zimnego piasku i ruszyłam w kierunku domu. 
                Kiedy dotarłam na miejsce i weszłam do przedsionka, od razu usłyszałam wołanie matki:
                -Van! Gdzieś ty była?! Obiad już prawie wystygł! – krzyknęła z nutą złości, ale widać było, że nie chce się na mnie aż tak złościć.
                - Byłam na plaży, miałam się spotkać z Ash'em, ale...    
                - No dobrze, pogadamy później, muszę szybko jechać do pracy, to pilne. Tata mnie zawiezie, więc musisz zamknąć drzwi od domu. Okolica ostatnio jest taka niebezpieczna... No ale nieważne, chodź już jeść, bo obiad wystygnie! – rzuciła na odchodnym i zaczęła zakładać buty.
                - Idę- odpowiedziałam  monotonnym tonem i powlekłam się do jadalni.
                Na białym, wykrochmalonym obrusie już czekał talerz z obiadem, nad którym unosiła się para. Momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Na talerzu był kurczak z chrupiącą i dobrze przyprawioną skórką – specjalność mojej mamy. Dodatkowo mama zrobiła frytki oraz surówkę z marchewki. Oddzieliłam surówkę od reszty jedzenia na talerzu, bo za bardzo za nią nie przepadałam. Zaczęłam jeść.
                Nagle usłyszałam dźwięk swojej komórki. Wstałam od stołu i szybko sięgnęłam po telefon. Miałam nadzieję, że to Ash. Nie myliłam się. Nie przypuszczałam jednak, że wiadomość od niego może aż tak przerazić. Momentalnie po moim policzku pociekły strumienie łez.             Miałam szczęście, że moja mama już wyszła, bo zaraz poleciałyby pytania o powód mojego płaczu. A ja w tej chwili miałam wielką gulę w gardle i nie mogłam wydusić żadnego słowa.  
                Szybko pobiegłam na górę. Nie wiedziałam, że mama myła nasze drewniane schody, które były jeszcze mokre i gdy tylko wbiegłam na pierwszy stopień, fiknęłam na podłogę. Do bólu serca doszedł jeszcze ból tyłka, na którym wylądowałam. Z nosa mi ciekło, twarz miałam zapłakaną. Wyglądałam jak siedem nieszczęść.
                Schody pokonałam trzymając się barierki. Nogi miałam jak z waty, ale cudem udało mi się dojść do mojego pokoju. Tu też mama myła podłogę, już nie zważając na mokre skarpetki, w ubraniu położyłam się do łóżka.
                Jeszcze raz weszłam w wiadomości w moim telefonie i przeczytałam wiadomość od Ash’a. Miałam nadzieję, że tylko źle ją przeczytałam, że wszystko wróci do normy, będzie jak dawnej. Jednak słów, które wyświetliły się na mojej komórce nie można było przekręcić czy pomylić z innymi.  Wyraźnie było napisane: „Vanessa , nasz związek nie ma już sensu, nic  nam się nie układa, nie jest już jak dawniej.  Z  nami koniec. Przepraszam Ash”. Kiedy ponownie przeczytałam te słowa z ust wyrwał mi się cichy jęk. „Z nami koniec”. Te słowa dudniły mi w głowie, dopóki nie zasnęłam. Pamiętam, że chciałam wtedy przytulić się i porozmawiać z mamą. I postanowiłam sobie, że musze porozmawiać z Ash’em w cztery oczy, wyjaśnić wszystko. Musiałam jednak się uspokoić i doprowadzić swój wygląd do poprzedniego stanu. Zastanawiałam się jeszcze, czy zamknęłam dom, jak prosiła mama. Lecz szybko o wszystkim zapomniałam. Zapadłam w błogą nicość. Śniły mi się czarne oczy, które błagalnie wpatrywały się we mnie...

Ciąg dalszy nastąpi...